Archive 27 lipca 2017

Na granicy świata i języka

„Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata” powiedział sto lat temu Ludwig Wittgenstein. W ten sposób austriacki filozof, co typowe dla filozofa, przystąpił do badania możliwości poznawczych umysłu. A jednak pojawiła się jedna nowość: między możliwościami lingwistycznymi i działaniem umysłu postawił on znak równości.

W ciągu wieku świat się pozmieniał na tyle, że to filozoficzne stwierdzenie można rozumieć zupełnie pragmatycznie. Przypuśćmy, że trafia do nas Pan Piotr. Przychodzi z przerażeniem w oczach z uwagi na dyskomfortową sytuację: jego świat się nagle powiększył, a granice jego języka pozostały niezmienione. Do takich przedsięwzięć przesuwania granic jesteśmy przyzwyczajeni. Czy to właśnie świat się rozszerzył o nową pracę, czy międzynarodowy romans, a może gwar sal konferencyjnych – istnieje silna motywacja, aby dogonić go przez nabycie umiejętności wyrażenia swoich myśli we właściwy sposób.

Ale warto też pomyśleć o odwrotnej sytuacji. Załóżmy, że Pani Ania jest studentką zarządzania i jej granice świata są stabilne. Dobrze jest jak jest, ale jeśli Pani Ania będzie chciała pomyśleć nieco bardziej przyszłościowo, może założyć, że jej świat się rozrośnie. Wtedy dojdzie do wniosku, że mogłaby wykonać działanie profilaktyczne i poszerzyć swoje granice językowe. Takie działanie na wyrost ma szereg zalet. Będzie to o tyle wygodne, że kiedyś świat jej tak szybko uciekać już nie będzie. 

Oceniając sytuację „od kuchni” poszerzanie granic językowych Pani Ani stanowi dla nas inne wyzwanie niż troska o Pana Piotra. O ile Pan Piotr jest niecierpliwy, to jednak ma mnóstwo motywacji i wiedzy o świecie, w którym będzie używał języka. Tymczasem Pani Ania zachowuje spokój, ale brakuje jej motywacji w postaci przerastającego ją świata. Powód nauki, który można streścić w sformułowaniu „bo się przyda” oznacza, że zastosowanie języka rozważa jedynie hipotetycznie. Nie ma pojęcia kiedy i w jakich okolicznościach z nowej umiejętności skorzysta, gdyż póki co „takie widzi świata koło, jakie swymi zakreśla oczy”. Zmiana metodyki, którą musimy wykonać jest diametralna. 

Profesor UAM, Weronika Wilczyńska dowodzi, że aby dobrze mówić w dowolnym języku obcym trzeba zaakceptować kulturę kraju, z którego wywodzi się język. Stanowi to spory kłopot, gdyż człowiek, nawet z natury ciekawy świata, nie posiada naturalnych predyspozycji rozumienia norm interkulturowych. Jego dzieciństwo kształtuje zwyczaje i konwencje, do których się nieustannie odwołuje. Ksenofobia jest jego naturalną reakcją, inne kultury ocenia przez pryzmat stereotypów i uproszczeń. A skoro język obcy jest częścią obcej kultury, jego podświadomość będzie go odrzucać tak długo, dopóki nie zaakceptuje kultury. Wszyscy, którzy marzą o opanowaniu języka bez przesuwania granic swojego świata stają przed sporym problemem, z którego jeszcze w momencie startu na ogół nie zdają sobie sprawy.

Czy zajęcia prowadzi „native speaker”? Często słyszymy to pytanie, którego jednym z powodów jest chęć oswojenia z „obcym”, przy czym jego język jest tylko jednym z wielu elementów kulturowej układanki. Im bardziej ciasne są granice naszego świata, im mniej wiemy o kulturze obcego kraju, tym bardziej podatni jesteśmy na medialne „newsy”. Możemy z łatwością wtedy powiedzieć: Grek to osoba skrajnie nieodpowiedzialna finansowo lub Rosjanin równa się człowiek o imperialnych zapędach. Możemy także tworzyć własne paradygmaty: „chcę nauczyć się hiszpańskiego bo jestem fanką Natalii Oreiro”, „kocham Al. Pacino więc włoski jest dla mnie”. Karykatura doklejonego świata ma nikłe prawdopodobieństwo zadziałania.

Metodycy są świadomi faktu konieczności współistnienia nauczania języka z jednoczesnym poszerzaniem świata. Nowoczesna metoda nie koncentruje się wyłącznie na zajęciach z tubylcami językowymi, które bywają często dyskusyjne z uwagi na problemy z ewaluacją. Profesjonalny podręcznik językowy zapoznaje jego użytkowników z kulturą społeczeństw posługujących się danym językiem. My idziemy o krok dalej: oferujemy degustacje w świąteczne dni charakterystyczne dla społeczeństw, w których języku mamy mówić. Współpracujemy także z ŁDK, który organizuje wydarzenia poświęcone kulturom innych narodowości. Wszystko po to, aby nauka języka biegła radośnie ku nowym, nieznanym smakom życia.

Copyright © 2001-2017 EuroDialog. All rights reserved.

Płeć po szwedzku

Katalog szwedzkiej firmy Leklust wiosną 2012 roku obiegł cały świat. Zaprezentowała w nim zabawki w niekonwencjonalny sposób. Dziewczynka bawi się samochodem, a chłopcy przyrządzają potrawy w zabawkowej kuchni oraz prowadzą różowy wózek dla lalek. Przewrotna koncepcja wzbudziła kontrowersje i utorowała zastosowanie tego samego chwytu potentatowi branży zabawkarskiej, firmie Toys „R” Us. W świątecznym katalogu bożonarodzeniowym dziewczynkom pozwolono strzelać z karabinów laserowych, a chłopcy suszyli włosy suszarką – zabawką swoim rówieśniczkom. Krytyka trendu feminizacji okazała się bardzo silna więc giganci z branży zabawek złagodzili swoje przełomowe idee. Wyjątkiem był jeden rynek: Szwecja.

Jeśli akurat nie jesteś gorącym zwolennikiem ruchu gender lub zapaloną feministką, może wezbrać w Tobie naturalna niechęć do szwedzkich pomysłów, zwłaszcza, gdy zapoznasz się z pełną ich gamą. Jako, że postawy pro-ksenofobiczne są nam z gruntu obce dokładamy starań, aby odkłamywać medialny wizerunek innych kultur. Choć ambasada Szwecji nas nie wynagradza, to czynią to jednak nasi Słuchacze otwarci na szwedzką kulturę.

Geert Hofstede dwie dekady temu opisał kultury narodów z przewagą pierwiastka „kobiecego” (wyróżniające się zachowaniem asertywnym) oraz „męskiego” (przejawiające się w zachowaniu skromnym i pokornym). Rozumując w tych kategoriach Szwecja jest krajem zdecydowanie „kobiecym”. Andrzej Szmilichowski dowodzi, że Szwedzi są niechętni konfliktom, nie potrafią awanturować się z powodu źle wykonanej usługi. Pytanie Szweda ile kosztował jego samochód lub Lapończyka ile ma reniferów uchodzi za nietaktowne.

Równość zawsze stanowiła wartość nadrzędną w szwedzkiej kulturze. Piotr Zborowski wskazuje jak znamienne są rytuały podziękowań. Gdy Szwedzi kończą rozmowę typową reakcją odbiorcy na podziękowanie jest jego odwzajemnienie. Nie należą do wyjątków sytuacje, w których rozmówcy dziękują sobie kilkakrotnie. Kulturze szwedzkiej obca jest asymetria, brak wzajemności. 

Widać to w konstrukcji języka, gdyż istnieje jedna forma adresatywna, którą wyraża zaimek „ty”. Do każdego w każdym wieku bez względu na pełnioną funkcję mówi się po imieniu. Czasownik ma formę „verbum finitum” czyli jedną dla wszystkich osób (podobnie jak w angielskim), choc jeszcze przed ostatnią wojną zaimek grzecznościowy „ni” był zaimkiem 2 os. l.p. i wymagał pojedynczej formy czasownika. 

Rzeczowniki występują w dwóch rodzajach: wspólnym i nijakim, z czego 80% w tym pierwszym, a 170 imion nie wskazuje na płeć. Od lat 60-tych rozpoczął swoją karierę zaimek „hen” – neutralny płciowo, który można stosować zamiast „han” – on i „hon” – ona. Lingwista Hans Karlgren popierał stosowanie nowego zaimka głównie ze względów praktycznych pod koniec XX- wieku.Choć Szwedzka Rada Językowa wpisała zaimek do słowników, to nie występuje on w mowie potocznej.

Dążenie do neutralności płciowej, wywodzące się niewątpliwie ze szwedzkiej kultury wykorzystują obecnie politycy, proponując rozwiązania graniczące z groteską. Mamy więc kontrowersyjne propozycje wprowadzenia toalet w miejscach publicznych bez podziału na męską i damską, aby nikt nie czuł się zmuszony do określania swojej płci, Szwedzki poseł Viggo Hansen przygotował projekt ustawy zobowiązującej mężczyzn do załatwiania swoich potrzeb w toalecie jedynie w pozycji siedzącej, co ma poprawić higienę i zwiększyć równość między mężczyznami i kobietami. Kolejnym przykładem są zabawki „neutralne płciowo” oraz sposób zwracania się pedagogów do dzieci w niektórych przedszkolach bez rozróżniania chłopców i dziewczynek. Dziwne, że w Polsce w myśl zasady równości płci toczy się spór lingwistyczny o propagowanie formy rzeczowników w rodzaju żeńskim, np. „pani ministra” – co przecież paradoksalnie podkreśla różnice w płci. Tymczasem nie ma propozycji stosowania form wzorowanych na języku szwedzkim – może lepiej byłoby zwracać się „ministro” i tym samym wyeliminować formy „ministra” i „minister”? 

Słysząc ten medialny wrzask, może niejeden miłośnik Szwecji poczuć się niepewnie. Nie ma powodu do obaw. Krzykliwi politycy znaleźli w szwedzkiej kulturze kilka ciekawostek, które próbują zawłaszczyć w celach autopromocyjnych. Kultura przeżyła setki lat, więc przeżyje też najnowsze aspiracje polityków. Jak zaznaczył Winston Churchil, prościej jest rządzić narodem, niż wychować czwórkę dzieci. Niestety nie wspomniał, czy powinny sobie przekazywać zabawki…

Copyright © 2001-2017 EuroDialog. All rights reserved.

Skip to content